Zacznę od tego, że wesel nie lubię. Sztywne uroczystości, na których trzeba jako tako wyglądać. Najlepiej cały czas pić i jeść, żeby cię nikt do tańca nie wyciągnął. A jak są organizowane jakieś zabawy, to już w ogóle mam ochotę siedzieć pod stołem. Zwykle na ślubach robiłam za niańkę i bawiłam się ze wszystkimi dziećmi na dworze.
Organizując swoje wesele, stwierdziłam, że w tym ważnym dla siebie dniu nie mam zamiaru się stresować. Zasady były proste: żadnych zabaw, żadnego wyciągania na siłę do tańca. Orkiestra była dla gości, którzy bez tego wesela nie widzą.
Oczywiście idealnie być nie mogło. Nie lubię być w centrum uwagi, ale jakoś zniosłam setny raz śpiewanie sto lat (kto chciałby tyle żyć?) czy publiczne całowanie.
Jednak jak orkiestra zaprosiła nas do pierwszego tańca, to myślałam, że zamorduję. Mówiłam, że takowego miało nie być z jednego prostego powodu: panna młoda tańczyć nie potrafi; rytmu nie czuje i choćby pan młody nie wiadomo jak się starał, to jej nie poprowadzi :P. Uratowałam jednak sytuację, porywając moją siostrę do kółeczka i przyłączając do niego kolejnych zdezorientowanych gości. Pierwszy taniec w takim wykonaniu wypadł znakomicie :D. Ba nawet kroków nie pomyliłam (chyba :P).
Myślałam, że mogę spokojnie obżerać się resztę imprezy, ale niestety uparci goście musieli sprawdzić, czy na serio nie umiem tańczyć, więc i tak mnie wyciągali. Koniec końców przetańczyłam pół wesela tyle, że ani jednego tańca z mężem. No cóż, bywa :D.
Kaleczenie kroków przynajmniej mogłam zwalić na sukienkę. Mój długi ogon przeszkadzał w tańcu nie tylko mi, ale i osobom ze mną tańczącym. Wszyscy się o niego potykali. Mój tata to nawet podczas ceremonii hihi. Musiałam cały czas go trzymać, więc w pewnym sensie tańczyłam ciągle z sukienką :P.
Najlepiej chyba tańczyło się z dziadkiem, który rozbawiał całe towarzystwo :D. Mimo iż wysokich obcasów wcale nie noszę, to pod koniec imprezy zrzuciłam buty, bo nogi strasznie mnie bolały.
Czasem miałam dosyć i uciekałam na plac zabaw. Jednak cały czas jest we mnie coś z dziecka i ślub tego nie zmieni.
A dzieci było trochę na weselu, a mi zależało, żeby dobrze się bawiły. Do dyspozycji miały nie tylko bogaty plac zabaw, boiska i dużą przestrzeń do biegania, ale także dodatkowe atrakcje.
Przyszedł czas na tort weselny. Zamówimy z cukierni w Rozkochowie, był śliczny i przepyszny. Do tego mieliśmy ciasta i pyszne deserki w kubeczkach, aż szkoda, że nie zrobiliśmy im zdjęć, bo zacnie wyglądały.
Jeszcze jeden stres mnie czekał, a mianowicie krojenie tortu. Ja takie rzeczy zawsze psuję, także machnęłam to niczym z siekiery, a mój mąż, który trzymał nóż razem ze mną, mało zawału nie dostał. Ja za to miałam napad śmiechu xD.
Na naszej zabawie nie było kamerzysty. Niektórzy nie mogli wyjść ze zdumienia, że tyle pracy włożyliśmy w przygotowania, a nie chcemy tego uwieczniać. Ja jednak cieszę się, że go nie mieliśmy. Nasze wesele nie miało być pokazówką, ze scenariuszem, gdzie ciągle musiałabym uważać, jak wyglądam i czy nie strzelę jakiejś gafy, a gafy są u mnie na porządku dziennym :). Nie wyobrażałam sobie jakichś prób ładnego wejścia itp. Kocham spontaniczność i takie miało być wesele. Na dodatek bez skrępowania. Dzięki temu, że nikt mnie nie kamerował, nie bałam się tak bardzo tańczyć. Wiele osób, które też zwykle nie bawią się na weselu, na moim rwały na parkiet. Każdy był wyluzowany. No cóż, czuliśmy się jak w stodole, ale było zabawnie, swojsko, rodzinnie.
Jakaś pamiątka musi jednak być. Każdy oczywiście robił zdjęcia i kręcił filmiki. Jedni telefonami, inni przynieśli aparaty. Zrobiliśmy sobie amatorską sesję z całą rodziną.
Ale chwila, chwila profesjonalizmu też nie zabrakło. W końcu moja młodsza siostrzyczka uczy się na fotografa. Wyprowadziła, więc parę młodą w pole (tylko w dosłownym sensie) i zrobiła piękną, romantyczną sesję.
No całkiem poważni zbyt długo nie potrafimy być...
Tacy się poznaliśmy i tacy zostaniemy. Para świrów forever :D
Jeszcze nas czekała noc poślubna z podsłuchującym na górze szwagrem i sprzątanie na drugi dzień stodoły, ale tego już nie będę opisywać :D Trzymajcie się!