Dziś Kochani będzie poważnie.
Koronawirus nas zjednoczył — czytam na wielu blogach i portalach. To kara za to, że nie docenialiśmy tego, co mamy. Zatraciliśmy się w pogoni za materializmem. Natura pokazała nam, jacy jesteśmy mali, bezbronni wobec niej. Na dodatek wszyscy równi, COVID-19 dopada i biednych i bogatych i sławnych i szarych ludzi, kobiety i mężczyzn, na całym świecie. Nie pyta nas o poglądy religijne, polityczne.
Dobry czas, by się zjednoczyć. Schować uprzedzenia. Młodsi i silniejsi mogą pomóc słabszym i starszym w grupie ryzyka.
Wierzymy, że gdy to wszytko się skończy, będziemy dziękować Bogu, że nas ocalił. Czas spędzony w domu zbliży nas z rodziną. Będziemy cieszyć się z natury, z tego, że możemy spotkać się z przyjaciółmi. Wyciskamy każdego serdecznie, bez obaw. Cały świat zmieni się na lepsze.
Przepraszam, że to powiem, ale... Gówno prawda.
Piszą to osoby, które już teraz doceniają życie i bliskich. Ewentualnie przerażone, którym szybko przejdzie; a to, co się dzieje teraz w dużej mierze w Internecie (bo życie przeniosło się właśnie do Internetu), przeraża mnie najbardziej.
Kiedy wszyscy się tak pięknie wspieramy, myślicie, że zapomnieliśmy, czym jest hejt? Teraz znacznie się powiększył. Prof. Wojciech Rokita jest tego idealnym przykładem. Nie wirus go zabił — tylko hejt.
Inna znana osoba w mojej okolicy sama poddała się kwarantannie, zachowała się odpowiedzialnie, a i tak komentarze na jej temat się posypały. W większości wyssane z palca. Pewna pielęgniarka czeka na wyniki testu na koronawirusa i prosi by były jak najszybciej, bo ludzie już się na niej wyżywają. W końcu mogła kogoś zarazić, nim się dowiedziała, że ktoś z kim miała kontakt, był zarażony. Takich przykładów mogłabym mnożyć.
Osoby, które lubią podróżować, są narażone teraz na coraz gorsze opinie. Ciągle widzę komentarze, że to przez nich. Ludzie boją się przyznać, że wracają z zagranicy, boją się przyznać, że mieli kontakt z człowiekiem z zagranicy. To stwarza dalsze niebezpieczeństwo. Mnóstwo ludzi nie poddaje się kwarantannie, bo boją się hejtu. Statystyki kłamią, mamy znacznie więcej zarażonych!
Zdarzały się przypadki, że pluli na ludzi z balkonów za to, że wyszli. Ktoś zadaje pytanie dotyczące wyjścia z domu, zamiast odpowiedzi otrzyma serię wyzwisk. Ja rozumiem, że chcemy być bezpieczni, ale lepiej z tą osobą porozmawiać. Normalnie, okazać trochę sympatii nawet tym, co postępują nieumyślnie.
Nie siedzimy w głowie drugiej osoby. Nie wiemy, dlaczego postąpiła tak, a nie inaczej ale potrafimy ją oceniać? Dlaczego?
Stworzyła się wielka walka z Kościołem. Niebezpiecznie jest do niego iść. Niektórzy jednak szukali wybawienia właśnie w Bogu. Za co również zostali mocno skrytykowani. Nie popieram chodzenia na mszę w tym czasie. Jednak jak zobaczyłam, co pisali ludzie do pewniej osoby, to aż mnie serce zabolało. Ktoś przyznał się, że czuje taką potrzebę i wierzy, że to pomoże, więc idzie do kościoła. Wiara tego człowieka najwidoczniej była mocna. Można z nim porozmawiać, wytłumaczyć, ale nie wyzywać od najgorszych.
Czy wszyscy mają nosić maseczki, czy tylko chorzy? Dyskusje na ten temat zmieniają się w kłótnie. Gdy ktoś wystawił maseczki na sprzedaż zaraz hejt, bo ta osoba powinna je oddać do szpitala... Nie każdy może sobie na to pozwolić, niektórzy kombinują jak się utrzymać, bo pozamakali zakłady.
Na jednego źli, że zamknął firmę, na innego, że nie zamknął. Popadamy w depresję w swoich domach, wżywamy się na innych, szukamy winnych. Oskarżamy Chińczyków, potem Włochów, rodaków, którzy przyjechali. Zamiast spojrzeć na siebie, co my możemy zrobić.
Naprawdę chciałabym, żeby ten wirus nie był daremną tragedią. Skoro już nas coś takiego spotkało, żebyśmy faktycznie wyciągnęli z tego jakieś wnioski. Opamiętali się w końcu do cholery!
Przepraszam za negatywny wpis, gdy wszyscy potrzebujemy pocieszenia, ale walczmy z tym. Teraz dużo czasu żyjemy w necie. Potraktujmy to jak normalne życie. Jakbyśmy nie byli anonimowi. Na żywo trudniej odrzucić kogoś obelgą prawda?
Zmieńmy hejt na uprzejmość. Każdy jej teraz potrzebuje.
Pozdrawiamy